Dziesięć
dni spędziliśmy pod namiotem, na terenie zaprzyjaźnionej bazy
jeździeckiej pod Nidzicą. Oprócz koni na padokach, otaczały
nas lasy (pełne malin, jagód i niedojrzałych jeszcze jeżyn),
pagórkowate łąki oraz kilka niewielkich, czystych jezior. Z
góry kibicowało nam niestrudzone lipcowe słońce,
spuszczając nas z oczu jedynie podczas dwóch burzowych
antraktów.
„Cywilizacja” w postaci wielobranżowego lokalnego sklepiku oddalona była o dwa kilometry. Za to na miejscu mogliśmy się raczyć do woli prawdziwym mlekiem od krówki z sąsiedztwa. A na wieczornych klimatycznych ogniskach przy gitarze pojawiały się przysmaki z nidzickiej miodosytni.
Oczywiście
ta ostatnia rozrywka omijała Misia, który o tej porze
smacznie chrapał po całym dniu buszowania w krzakach, pływaniu w
jeziorze, bieganiu za piłką (niekoniecznie swoją) i zabawianiu
kilkuletnich fanów.
Wakacyjna
sielanka miała też kilka drobnych rys, przeważnie „wydrapanych”
psimi pazurkami. Wzorem
swojej pani, Misio okazał się wielkim entuzjastą koni. Tym
bardziej, że od dawna dzieli z nimi namiętność do chrupania
surowej marchewki!
Jednak „wielcy bracia” nie odwzajemniali
okazywanej im atencji, uparcie ignorując popisowy numer
towarzyskiego labradora – głębokie ukłony i kangurze skoki w
miejscu. Rozczarowany brakiem reakcji Misio, postanowił nieco
rozruszać swoją widownię. Zakusy na rajdy między końskimi
kopytami trzeba było ukrócić nie spuszczając pieska ze
smyczy na terenie bazy.
Po
stronie strat wypada też zapisać przypadkowo przebite dmuchane
rękawki do pływania naszego pięcioletniego przyjaciela i koło
ratunkowe nieznajomej dziewczynki nad jeziorem. To bilans jednej z
ulubionych zabaw Misia - „zobacz, co porwałem i spróbuj
mnie złapać”.
Niezależnie
od skłonności do żywiołowych szczenięcych zachowań, w trakcie
wczasowych wojaży mój demo-labek wszedł.. w wiek
młodzieńczy. Ostatnia sobota lipca była dniem jego pierwszych
urodzin! Nie zabrakło torciku z małej gomółki białego
sera i świeczki w postaci kawałka marchewki. A także szczerego
„100 lat” w wykonaniu młodych przyjaciół Misia.
Tylko
ja zaliczyłam karygodną wpadkę, zapominając o fotograficznej
dokumentacji pałaszowania tortu. Cóż, „pieska impreza”
nie trwała zbyt długo :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz się podpisać tylko imieniem lub nickiem - wybierz
Komentarz jako: Nazwa/adres URL
Możesz wpisać tylko nazwę (np. imię)