poniedziałek, 11 sierpnia 2014

O krok od dramatu

Widok psa biegnącego luzem w pobliżu jezdni, niemal automatycznie włącza mi w głowie dramatyczną ścieżkę dźwiękową : pisk hamulców i głuchy odgłos uderzenia.
Dlatego podczas spacerów z Misiem, nawet po mało ruchliwych ulicach, prowadzę spontanicznego młodziaka przy nodze, na „krótkiej smyczy”.
W tym kontekście, sytuacja sprzed kilku dni była dla mnie prawdziwym horrorem.
Zaczęło się niewinnie – udaliśmy się na pobliską łączkę na popołudniową sesję aportowania. Porośnięty trawą spory teren oddziela od naszego osiedla „tylko” ruchliwa obwodnica. Część placu osłania od drogi szeroki pas gęstych krzewów. Wąską ścieżką wśród zarośli można dojść do małej „polanki” - dobrego miejsca na plenerowe zabawy z psem.
Misio dzielnie przynosił ulubioną piłeczkę, coraz częściej zerkając tęsknie w stronę cienia rzucanego przez trzy niewielkie brzózki. Uznałam to za sygnał do odwrotu i rutynowo podpięłam smycz do obroży pieska. A przynajmniej tak mi się wydawało..
Zmęczony upałem Misio grzecznie dreptał przy mnie po ścieżce. W pewnym momencie ożywił się i potruchtał nieco żwawiej. Niedomknięty karabińczyk wysunął się z metalowego kółka obroży, koniec smyczy opadł na ziemię, a podskakujący puszysty zadek z powiewającym dumnie ogonem zaczął się coraz bardziej oddalać. W stronę wypełnionej samochodami jezdni!
Jeszcze nie doceniłam powagi sytuacji. Przecież Misio grzecznie przybiega na komendę.. z pewnymi wyjątkami. Tym razem tylko obejrzał się na mnie z krótkotrwałym wahaniem. Zaskoczona, szybko zlustrowałam najbliższe otoczenie. W zasięgu wzroku nie dostrzegłam czworonożnego koleżki Misia, ani lecącej piłki - najczęstszych powodów „samowolek” na obecnym etapie edukacji.
Przeraziłam się na poważnie, gdy ponowne przywołanie podkręciło tylko tempo przebierania łapkami. Użyłam bardzo wysokiego tonu, wypróbowanego na otwartym terenie. Wizja futrzanego kłębka pod kołami samochodów dodała mu dodatkowych decybeli. Mój „łabędzi śpiew” - zignorowany przez najukochańszego pieska - zatrzymał na obwodnicy ruch w obu kierunkach. W ostatniej chwili, bo Misio nie miał żadnych oporów przed slalomem między samochodami!
Jednak niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane do końca. Zanim dotarłam do pobocza, ciąg samochodów już ruszył. A podejrzanie mokry piesek postanowił.. wrócić do swojej pani! Operowe „zostań” nie spowodowało popękania asfaltu, ale znowu podziałało na kierowców i zostałam przepuszczona do zdezorientowanego kamikadze. Raczej nie byłam faworytką innych uczestników ruchu. A Misio - moim! Przynajmniej w tym momencie.
Czując się zwolniony z obowiązku powrotu (skoro ja dotarłam do niego), z błogą miną ponownie wskoczył do wypełnionego cuchnącym szlamem rowu! Tylko łebek mu wystawał.. Poniewczasie przypomniałam sobie tęskne spojrzenia pieska w stronę ścieku już podczas wcześniejszych spacerów. Wtedy był ograniczony smyczą. Tym razem zwietrzył świetną okazję zażycia rozkosznego spa! Po chwili błotnej ekstazy, niesubordynowany uciekinier zamienił się w najgrzeczniej idącego przy nodze labradora w Polsce centralnej. Tyle, że ociekającego czarną, smrodliwą mazią.. Cóż, nikt nie jest idealny.
Dalej było już z górki: zdawkowe uśmiechy na zdumione miny mijanych sąsiadów, osuszanie jeziora w mieszkaniu (po imponującym wyskoku z łazienki zdegustowanego szamponem pieska) i użycie kolekcji środków czyszczących w zaciętej walce ze szlamowymi wyziewami z odpływu wanny.
A Misio.. wrócił do paradowania z przypiętą linką, nawet po „bezludnym” terenie. Przyda nam się powtórka sprawdzonych ćwiczeń po wakacyjnym rozprężeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz się podpisać tylko imieniem lub nickiem - wybierz
Komentarz jako: Nazwa/adres URL
Możesz wpisać tylko nazwę (np. imię)