piątek, 18 lipca 2014

Piesek w przedszkolu

W pierwszej połowie lipca pochłonęła mnie praca nad ukończeniem debiutanckiej książki. Entuzjastyczna, choć mało efektywna pomoc Misia postawiła pod znakiem zapytania dotarcie do ostatniej kropki w dającej się przewidzieć przyszłości. A już na pewno nie przed wyjazdem na wakacje.
Zdesperowana presją terminu, zdecydowałam się na rozwiązanie podsunięte przez koleżankę - mamę dwójki maluchów pracującą w domu. Przez dwa tygodnie Misio spędzał osiem godzin dziennie w.. przedszkolu! Uzgodniłam taki tryb pozostawiania pieska w zaprzyjaźnionym hoteliku, ignorując emocjonalny dyskomfort, że zyskuję czas na pracę kosztem godzin spędzanych ze swoim „maluchem”.
Wyrzuty sumienia rozwiały się już pierwszego dnia podczas odbierania Miśka z przedszkola. Owszem, powitał mnie radośnie, ale nie omieszkał kilka razy obejrzeć się tęsknie za dokazującymi w ogrodzie koleżkami i z dużą atencją pożegnał się z lubianą opiekunką.
Przez kolejne dni, w drodze do furtki wejściowej, z rozbawieniem obserwowałam zapał mojego „duszka towarzystwa” lustrującego wybieg przez ażurowe fragmenty ogrodzenia. Prawie widziałam myśli kłębiące się w podekscytowanym łebku. Kto z kolegów jest w środku? Czy pojawił się ktoś nowy? Ale fajna bokserka! Kiedy wreszcie będę mógł do nich pobiec??
Za to po powrocie do domu, po godzinie wiernego towarzyszenia swojej pani, zmęczony wrażeniami zasypiał słodko w najchłodniejszych miejscach mieszkania. Czyli na terakocie w łazience lub – po zachodzie słońca – na balkonie.
Tym sposobem dotrwaliśmy do wyjazdu na Mazury. Napisana książka czeka na spojrzenie „świeżym okiem” i pierwszą edycję, ja przymierzam i pakuję letnie ciuszki, a piesek wypróbował nad rzeką nowe kółko do aportowania w wodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz się podpisać tylko imieniem lub nickiem - wybierz
Komentarz jako: Nazwa/adres URL
Możesz wpisać tylko nazwę (np. imię)