Chyba nikt nie lubi być ograniczany, a już na pewno - „trzymany za pysk”. O podobne upodobania nie podejrzewałam także Misia.
Dlatego postarałam się, żeby pierwsze spotkanie z halterem (kantarem opisanym w poprzednim poście) kojarzyło mu się jak najprzyjemniej. Jak powszechnie wiadomo, przez żołądek wiedzie droga do serca... labradora!
Garść chrupiących ciasteczek i kilka plasterków banana przyczyniło się do szybkiej akceptacji nowego sprzętu. Smakołyki podawane przez pętlę kantara kusiły, aby włożyć do niej pyszczek :-)
Kolejną namiętnością młodego (lub wiecznie młodego) labusia jest zabawa. Wprawdzie pasek na pysku nie pozwalał na aportowanie dużej piłki, lecz przeciąganie linki wychodziło nam znakomicie. Podobnie jak gonitwy czy masaż brzuszka i boczków mojego pieszczocha.
Luźny halter zakładałam wyłącznie na czas zabawy i nie zostawiałam na dłużej, by sprytny futrzak za szybko nie nauczył się go zdejmować.
Dopiero po kilku dniach „zaprzyjaźniania się”, dopasowałam obwody pasków do kufy i szyi psiaka. Moje manewry przyniosły oczekiwany skutek! Misio dawał sobie zakładać halter bez sprzeciwu, oczekując związanej z nim przyjemności: smakołyku albo zabawy.
Prawdziwy test czekał nas jednak na pierwszym „halterowym” spacerze. Szybko zorientowałam się, czego zabrakło na etapie oswajania: nie ćwiczyliśmy chodzenia w zestawie smycz + halter w warunkach domowych.
W pełnych różnorodnych bodźców „okolicznościach przyrody”, nowy sposób prowadzenia nie bardzo przypadł pieskowi do gustu. Już po pierwszej nieskutecznej próbie energicznego pociągnięcia pani do wspaniale pachnącego krzaczka w głębi trawnika, Misio zmarszczył z dezaprobatą swój – niezwykle ekspresyjny - nosek.
Zablokowany skok w stronę ulubionej koleżanki przepełnił czarę szczenięcej goryczy. Nie chcę tego czegoś na pysku! Czy ktoś może mi to zdjąć??
„Wyrafinowane” i widowiskowe formy protestu Misia przeciw halterowi stały się atrakcją całej okolicy. Aż trudno uwierzyć, że były dziełem tego samego pieska, który teraz przez pół miasta maszeruje przy nodze jak stary rutyniarz.
Ku pokrzepieniu serc wszystkich opiekunów niesfornych i pomysłowych piesków, nie pominę opisu tego etapu naszej edukacji :)
Kolejna część „sagi o halterze” jeszcze w tym tygodniu. Bądźcie czujni!