niedziela, 31 sierpnia 2014

Piłeczka interaktywna


Do tej pory z lekkim ukłuciem zazdrości słuchałam opowieści znajomych właścicieli psów, których pupile przez długi czas potrafią się zająć taką czy inną zabawką. Mój Misio, owszem, interesuje się „fantami”, ale tylko w trzech przypadkach:
1. Kiedy zabawka jest zupełnie nowa - najlepiej z nutką zapachową używanych butów lub wędzonego świńskiego uszka:-). Czas zainteresowania ok. 15 minut.
2. Kiedy służy jako rekwizyt podczas igraszek z towarzyszem zabawy (człowiekiem lub psem). Aportowanie jest zajmujące przez nie więcej niż 10 minut, przeciąganie – do utraty sił (Misio zazwyczaj ma większą kondycję niż partner w zabawie).
3. Jeśli zabawka zostaje znaleziona (na przykład połamany wiklinowy koszyczek w krzakach) lub ukradziona (tu pojęcie „zabawki” staje się szersze – obejmuje nie tylko piłkę podprowadzoną nieuważnemu dziecku lecz także skórzany klapek albo skarpetkę z pojemnika na pranie). Czas zabawy: do odebrania fantu, jego „demontażu” lub znudzenia się wobec braku chętnych do gonienia.
Wszelkie trwałe i „legalne” gryzaki Misio ma w głębokim poważaniu. I tu pojawia się problem. Czym zająć znudzonego pieska w domu? Nawet po dwugodzinnym bieganiu w lesie, wystarczy mu godzinka regeneracji i już „stoi w gotowości” do kolejnej akcji. Przepraszam, „stoi” nie jest odpowiednim określeniem!
A ja czasem muszę popracować, w czym nie pomaga domagający się uwagi futrzak (o zabiegach, jakim jestem poddawana, napiszę wkrótce).
W tych okolicznościach od dawna marzyła mi się zabawka interaktywna, która byłaby w stanie zająć żywotnego labka co najmniej na pół godziny. Niestety, wszystkie „konga”, psie puzzle czy szachy były szybko rozpracowywane, a następnie ignorowane. Oczywiście zawsze zostaje wariant pysznej kości, ale dokarmianie łakomczucha ma swoje granice.
Po opisanych doświadczeniach, dużym zaskoczeniem była dla mnie cudowna moc niepozornej zabawki ofiarowanej niedawno przez „ciocię” Misia. Niewielka, seledynowa, półprzezroczysta piłeczka została wygrana jako.. fant na strzelnicy podczas wakacyjnego wyjazdu.
Wstępnie uważałyśmy, że będzie to jednorazowa atrakcja. Tworzywo, z jakiego została wykonana, nie wróżyło długiego oporu zębom i pazurom. Okazało się, że ani ja, ani ofiarodawczyni, nie doceniłyśmy niezwykłych właściwości zdobycznej piłeczki!
Po pierwsze, już ponad miesiąc wytrzymuje namiętne żucie w psich szczękach. Dodatkowo, pod wpływem gryzienia wydaje fantastyczne odgłosy „puff” i odkształca się, by po chwili powrócić do kulistego fasonu. I wtedy pokazuje swoje prawdziwe możliwości. Wilgotna - staje się niezwykle śliska i prawie „wystrzeliwuje” z pyska, prowokując psa do pogoni. Ale złapana ze zbyt dużą werwą, natychmiast się wymyka, zmieniając kierunek „ucieczki” po odbiciach o ściany i meble. Rekord zabawy to pełne 30 minut!
W dodatku, zmęczony pies może nacieszyć się tryumfem nad ujarzmioną uciekinierką, ponownie ją żując. Do momentu kolejnej skutecznej ucieczki piłki. Prawdziwe perpetuum mobile.
Oczywiście każda róża ma swój cierń. W przypadku niewielkiej piłki, jest to skłonność do turlania się pod szafę i komody w salonie. Gdyby jej obwód był chociaż kilka milimetrów większy, nie zmieściła by się pod większością prześwitów... A tak, co jakiś czas jestem „proszona” o wyłowienie skarbu. Cóż, przynajmniej nie grozi mi zatracenie się w pracy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz się podpisać tylko imieniem lub nickiem - wybierz
Komentarz jako: Nazwa/adres URL
Możesz wpisać tylko nazwę (np. imię)